
Jak mam przyciągać i być w dobrych wibracjach mając jednocześnie....konflikt sumienia? Chodzi mi o wiarę katolicką, kościół. Wiodłam normalne i spokojne życie. Zostałam wychowana w tradycji katolickiej, jakoś specjalnie nikt nie był nigdy nie wiadomo jak bardzo nadmiernie religijny, ale normalnie chodziłam do kościoła, do spowiedzi, do komunii, dzień taki jak dziś (Wielki Piątek) oczywiście też. Ślub oczywiście kościelny, no bo jaki inny.....a teraz.....Wg wiary katolickiej jeżeli zwiążę się z kimkolwiek to naruszę przysięgę małżeńską (mimo tego, że to mąż mnie zostawił, a nie ja jego) i do końca życia jestem wykluczona z kościoła. Spowiedź, komunia i te sprawy. Od momentu ucieczki męża i od momentu, w którym uświadomiłam sobie, że jednak będzie rozwód nie byłam zresztą ani u spowiedzi ani u komunii....a od jakiegoś czasu nawet w kościele bo myślę sobie, że co to za różnica że teraz będę chodzić, przystępować jak przecież bardzo pragnę, aby kogoś poznać i stworzyć wreszcie szczęśliwy związek, to co to za różnica teraz przerwać czy później.
Dzisiaj jechałam na spotkanie z przyjaciółką, ale zadzwoniła do mnie, że nie da rady przyjechać bo przedłużyła się msza w kościele itp, bo chciałaby chociaż pójść do komunii, a tu jeszcze długo trwa i tak dalej. I coś mi drgnęło w sercu . Nie wiem co robić i z której strony to ugryźć. Wiem, że PP, a religia jako religia to dwie różne rzeczy.....ale bardzo ciężko mi jest wyplenić coś, w czym wiele lat wzrastałam i jak zostałam wychowana. Przestałam chodzić do kościoła nie dlatego, że obraziłam się nagle na cały świat, ale dlatego, że zorientowałam się, że jeśli istnieje taki katolicki Bóg, jakiego przedstawiają księża, to dwa lata temu zademonstrował mi, że ma mnie generalnie w poważaniu rozwalając moje kościelne małżeństwo i jednocześnie skazując mnie na samotność do końca życia (ewentualnie zakon, ewentualnie unieważnianie ślubu kościelnego, za to pierwsze serdecznie dziękuję, a to drugie to długi i nieprzyjemny proces, gdzie trzeba wałkować wszystko od nowa, kto jak, gdzie i dlaczego, a przecież PP, które przynosi pozytywne dla nas rezultaty to sytuacja, w której zapominamy o bolesnej przeszłości i idziemy z optymizmem do przodu, nie bijemy pianę o to samo w koło Macieju );)

Tak więc dzisiaj zrobiło mi się przykro.....i w ogóle trochę mi przykro i nie wiem z której strony mam to ugryźć, żebym mogła tak po prostu całkowicie odnaleźć samą siebie. Mówię sobie, że przecież Bóg to nie kościół i nie księża i nie religia, ale czy to na mnie działa....tego nie wiem.
Moja przyjaciółka ( i miliony innych ludzi) chodzi do spowiedzi, spowiada się zapewne z seksu ze swoim facetem, chodzi do komunii, kościoła, obchodzi wszelakie uroczystości. Jeżeli wszystko pójdzie po jej myśli, czego jej życzę z całego serca to weźmie ślub kościelny, nie będzie miała żadnych problemów z ochrzczeniem dzieci. A ja? Jak mam pokonać w sobie ten strach, że myślę, że gdy kogoś poznam to będę mimo wszystko czuła się trochę jak wyrzutek.....nie mówiąc już o tym, że marzę o kimś, kto również jest po przejściach (czyt. po rozwodzie) bo jakoś intuicyjnie czuję, że właśnie w kimś takim odnalazłabym swoją bratnią duszę.
Zdecydowanie lepiej jest być z kimś i po prostu zerwać, rozstać się....trudno - nie wyszło. Owszem człowiek cierpi, ale gdy do tego dochodzi tradycja, wychowanie.....powstaje konflikt sumienia i jak tu go pokonać i jak żyć?