Cześć dziewczyny
Muszę Wam o czymś opowiedzieć.
Sześć lat temu byłam w związku. Był to pierwszy i ostatni facet z którym naprawdę chciałam się "ustabilizować" (teraz słowo "stabilizacja" to na mnie najlepszy odstraszacz ). Było to w czasie, gdy PP znałam jedynie z filmu Sekret i bardzo łatwo dawałam się ponieść złym myślom,nastrojom. Cóż,..nie wyszło. Z perspektywy lat obiema rękoma podpisuje się pod tym,że w 100% z mojej winy (choć długo obwinialam go o wszystko). Kontaktowalismy sie bardzo sporadycznie.
Dwa dni temu pomyślałam sobie o nim. Tak miło,aż mi się na chwilę cieplej na sercu zrobiło. Potem odwiedziła mnie przyjaciółka. W rozmowie wyszło zagadnienie na które obie nie znalysmy odpowiedzi a z osób które znam,jedynie on mógł coś na ten temat wiedzieć. Zadzwoniłam...iii...może i nie odpowiedział na moje pytanie ale.. tak się rozgadal, że trudno mi było dojść do słowa. (do tej pory ilekroć się kontaktowalismy raczej był bardzo zwięzły i... No cóż...raczej nie wykraczalo to poza kilka zdań) Skończyło się na tym,że latem przylece do niego i urzadzimy sobie wspólny wypad. Hehe. Cieszę się ale to jest takie spokojne szczęście, raczej jak na spotkanie dobrego kumpla (noo..kumpla z pewną dozą chemii ) ale jakby mi ktoś kilka lat temu powiedział że taka sytuacja będzie mieć miejsce, to naprawdę darowałabym sobie te szlochy, rozpoczynanie palenia i postawę "Niechmniektośzabiiijeee" historia tak ku pokrzepieniu serc