Spróbowałam zastosować ją metodę. I chyba się udało. Kilka dni temu postanowiłam odnowic trochę pokój i dostosować go do potrzeb dzieci. Konieczna jest wymiana mebli. Mam kamody ale są niepraktyczne, postanowiłam więc kupić tradycyjną meblościankę. Zresztą marzyłam już o konkretnej od dwóch lat bo siostra taką kupiła i okazała się pakowana . Poszłam do sklepu i ...wycofali dokładnie ten element z zestawu mebli, na którym najbardziej mi zależało. Nie powiem co czułam, ale jakaś nadzieja mnie nie opuszczała. Dzwoniłam do firmy ale nie produkują juz od dawna tych szafek. Ale nie odpuściłam.
Wczoraj mając chwilę spokoju ( to zadkość niebywała

) patrzyłam na ścianę i wyobrażałam sobie, że stoją tam wymarzone meble. Widziałam serwetki, ozdoby, książki i inne durnostojki poukładane na półkach (ale zatęskniłam za prl-em - w meblach jest barek...i poczułam smak ptasiego mleczka z rozsuwanego pudełka, wiśni w spirytusie, które podjadałam jako dziecko, kamyczków, krówek i groszków... Ach, ale to były czasy...

).Przejechałam się po sklepach i w jednym , za zapleczu stała schowana 1 szafka z barkiem. Dokładnie ta której szukałam. Nawet nie była wystawiona na sklepie, zdjęta z ekspozycji... czekała na mnie 1 rok... . Jeszcze mi ją przecenili.
Wydaje mi się, że ta metoda jest o tyle dla mnie dobra, że wizualizacja trawa krótko. Wcześniej już gdzieś pisałam, że w moim przypadku pragnienia się realizują gdy wizualizacje są krótkie, zwięzłe i na temat, kiedy myśl jest płytka, bez emocji, taka "prześlizgująca się" po umyśle. Kiedy za długo sobie coś wyobrażam to zaczynam czuc niepokój i stres.
Moim zdaniem skuteczność jest zależna nie od długości czasu trwania wizualizacji tylko od jej umiejscowienia w umyśle. Czuję , kiedy myśl dociera bądź dotyka pewnego obszaru umysłu. Nie sposób nazwać jak on wygląda i jak do niego dotrzeć. Kiedys nie znałam tego wogóle. Chociaż ... To jest chyba ten obszar w którym bywałam, kiedy myślałam o czyms z lękiem, kiedy nie chciałam aby coś się zrealizowało, kiedy miałam złe myśli... I niestety one się realizowały. Dlatego tak łatwo chyba o przyciąganie nieporządanych zdarzeń. Z dobrymi myślami nigdy w te rejony umysłu nie docierałam, bo to nienaturalne miejsce dla nich- tak to się odczuwa. Dlatego umiejscowienie pozytywnych myśli w odpowiednim dla nich obszarze naszej "głowy" wymaga zrobienia czegoś sprzecznego z naszymi nawykami, przyzwyczajeniami i wygodą. Takie tradycyjne myślenie było niezmiernie wygodne i komfortowe (dlatego depresja jest sytuacją komfortową, bezpieczną). Pojawiała się myśl i ...ciach...do odpowiedniej szufladki, tak rutynowo. A ta szufladka to nie ta jak sie okazało. Mysli niosące nasze pragnienia powinny trafić do takiej szufladki-inkubatora, gdzie sobie poleżą i przeobrażą w rzeczywistą formę. Taki zabieg wymaga przelączenia- czyli skierowanie myśli gdzie indziej, w inne rejony umysłu, tak jakby wziąść tą myśl z niewłaściwej szufladki i przełożyć do innej.
Kiedy zaczyna to nam wychodzić to nie da się tego nie zauważyć. Jest to nowe doznanie i przychodzi olśnienie- to jest to. Nagle nasze myśli są gdzieś indziej niż dotychczas. Na początku czujemy, że wymaga to trochę zachodu (nic za darmo), jest to trochę kłopotliwe, nieznane, dziwne, niewygodne, ja czułam wręcz ból umysłowy, czasem do łez, że to nienormalne...że sprzeczne z czymś co jest pewne. Zmuszałam się do przenoszenia myśli w miejsce, które bylo zarezerwowane do czegoś innego, zupełnie odmiennego, czyli do złych myśli. To na prawdę bolało.
Mozna to porównać do wyrywania drzewa z korzeniami. Dlatego moje pobożne życzenia się nie spełniały bo rosły na złej glebie , tzn. w złym miejscu mojego umysłu . Trzeba je wyrwać z siłą , bo złe nawyki trudno wykorzenić po dobroci, i posadzić w żyznej, twórczej ziemi. Jest to tym boleśniejsze, czym bardziej były zakorzenione. Ale trening czyni mistrza i kiedy juz dotrze się do RAJU (haha smiem twierdzić że to jest właśnie to miejsce

)tam należy POZOSTAĆ już na zawsze

. Wtedy trzeba wykluczyć zupełnie zle myśli. A właściwie one same znikają, bo kto pozna ten rejon i wrzuca tam swoje dobre myśli to na złe miejsca już tam nie ma. Nie można przecież równocześnie mysleć i dobrze i źle. Myślenie to czynność ograniczona. Tak jak nie można byc równocześnie smutnym i wesołym, nie może coś być jednocześnie białe i czarne, jest zło albo dobro itp. Jeśli myślimy dobrze to złe myśli nie istnieją. Wracając do tego raju, złe myśli siedziały tam sobie cichutko i rządziły naszym życiem bo nikt im w tym przeszkadzał, nie niepokoił, nikt nie miał dostępu do ich gniazdka. Teraz jak wywarzyliśmy drzwi do niego i wtargnęły tam nasze czyste, piekne myśli to złych siłą rzeczy ...NIE MA

. Bo przecież nie mogą istnieć równocześnie... Ale odkrycie... ale dla mnie to było odkrycie...
Czuję, że zanim dotarłam w to tajemnicze miejsce, to moje dobre myśli, dotyczące pragnień i marzeń, mimo że pragnęłam czegoś aż do bólu, nie relizowały się, bo one krążyły sobie tylko wokół tego raju, krążyły się i odbijały od twardych ścian kokonu, który zbudowały złe myśli i nawyki. A jak się odbijały do leciały w przeciwnym kierunku, oddalały się jeszcze bardziej, otrzymywałam coś zupełnie przeciwnego niż pragnęłam. Czym twardsze ściany tym dalej odlatywały i z większą siłą.
To miejsce, o którym piszę to takie centrum sterowania, inkubator, ciepłe wygodne gniazdko wyściełane puchem, jak kto woli. Czuję , że to jest to. Jest tam fajnie, swojsko i bezpieczni i PEWNIE. I tak jak do tej pory dobrze się miały w nim złe myśli, teraz rządzą tam dobre myśli. To jest ta właściwa szufladka.
Jak ją znależć? Ja trafiłam metodą prób i błędów, w akcie ropaczy , bo czułam że głowa mi chyba eksploduje od problemów i NIEMOCY. Ta niemoc i wiara, że musi być coś więcej ... coś co nie pozostawia człowieka samemu sobie na tym świecie. Człowiek jest samowystarczalny, przynajmniej tak został stworzony ( bo dziś brak pradu przez kilka godzin to już prawie zagłada dla ludzkości

). Sam może się wyzywić, zrobić ubranie, schronienie, sam może się wyleczyć. Sam więc powinien rozwiązywać swoje problemy- tak zaczęłam myśleć. I nie wierzyłam, że ja muszę tak cierpieć, bo za co??? I zaczęłam kombinować. A właściwie robić wszystko, aby uciec gdzieś myślami, daleko, daleko. To było właśnie bolesne, odrywanie z korzeniami, nienaturalne, zmuszanie się do przebywania gdzieś w obcym miejscu, nieznanym, nowym. Jednocześnie tak chciałam wracać do starego myślenia, bo czułam się idealnie wpasowana w nie, leżały jak ulał, jak stare rozdeptane kapcie, ale niosły cierpienie. To jest absurdalne , wykluczające się. Cierpienie samo w sobie jest złe, ale bardzo łatwo jest je zaakceptować i wręcz lubować się w nim. Robimy to z lenistwa i łatwości sięgnięcia po nie. O rzeczy dobre trzeba trochę się postarać, a wysiłek umysłowy...komu się chce, jak łatwiej jest narzekać... Uciekałam więc tymi myślami i zauważyłam, że kiedy jestem gdzieś daleko i cos chcę to to się sprawdza... Jest to uczucie dziwne, naprawdę, to sie czuje. Potem dopiero zaczęłam szukać w internecie co to jest. A "Potęga podświadomości" leży od 10 lat nietknięta na półce... Hm...
A bycie daleko myślami to tak wg mnie: właśnie tan brak presji, brak emocji typu tęsknota za czymś , żal, silna potrzeba czegoś, błagalność o coś, przesadna miłość do czegoś, żal za grzechy (szok co ja piszę... ). Trzeba miec w sobie pewność , że wszystko jest dobrze, i będzie dobrze, a co było to było dla nas lekcją na przyszłość. I Koniec. Należy wyzbyć sie pokusy kontolowania świata przez emocje, czyli liczyć że żałując za grzechy otrzymamy cos dobrego w zamian, bezgraniczna miłość zagwarantuje nam coś tam, poświęcając się czemuś lub komuś oiągniemy coś tam... Itd. Nie chodzi o to aby być bezdusznym, ale aby emocje nie zawładnęły nami. Przykłady można mnożyć. Bezgraniczna miłość i poświęcenie do męża najczęściej kończy się bezgraniczną podłością takiego gagatka . Poswięcenie dla pracy często skutkuje wykorzystywaniem w tej pracy a nie docenieniem. itp.
Czasem pojawia się cytat w nagłówku, nie pamiętam dokładnie, ale chodzi o to że nie liczy się siła uderzenia tylko celność.
Teraz to zrozumiałam. Co z tego że jeśli mamy jakieś pragnienie i tak mocno tego chcemy, uważamy że zasługujemy na to, że musimy to mieć itd. kiedy wystarczy to pragnienie celnie umiejscowić tylko w tej właściwiej szufladce w swoim umysle aby marzenie sie zrealizowało . To wszystko.
Nie wiem czy trochę nie namieszałam, ale próbuję wyrazić swoje odczucia i doświadczenie na ten temat. Może kogoś to naprowadzi na jakieś rozwiązania, bo widzę że ilu ludzi tyle sposobów. Ale tak jak pisałam , można długo wizualizować, marzyć czarować , bez oczekiwanych efektów. Bo jeśli te myśli krązą poza TYM miejscem naszego umysłu to niestety nie mają sprawczego źródła. Poza tym czy dłużej nad czymś myślimy tym więcej innych niepożadanych myśli wkrada się niezauważalnie nam do głowy. Dlatego ta metoda 68 sekund wydaje mi się dobra, bo za wiele nie trzeba myśleć żeby coś otrzymać. Ważne jest gdzie te myśli trafią.
A jeszcze, wiele osób zna to uczucie: pomyśleli o czymś złym, tak tylko chwilkę, ta myśl właściwie prześlizgnęła im się przez głowę, bo przecież nikt nie chce aby coś złego się stało i nie delektuje się tą myślą. Myśl była bez emocji zazwyczaj bo się jej realizacji nikt nie spodziewał. Przyszła sobie z nienacka i poszła. No i oczywiście to sie dzieje. Ta myśl właśnie była w TYM miejscu, dlatego się zrealizowała... Jeśli ktoś umie odszukać miejsce w swoim umyśle gdzie bywał z tymi paskudnymi myślami to niech teraz spróbuje wsadzić tam swoje pragnienie, dokładnie tam. TAM TAMTAM...
Chyba na siłę chcę uszczęśliwiać innych coś mi się wydaje i dlatego tak męczę temat. No...ale nie łatwo to wytłumaczyć. A może ktoś napisze, czy też tak ma??? Bo może jestem jednak w błędzie...
Dziękuję jeśli ktoś doczytał do końca ten wywód.