@SzczesliwaKobieta - bardzo dobrze, że sobie takie rzeczy uświadamiasz! Ja praktycznie cały czas to robię dla własnego rewelacyjnego samopoczucia - a potem to już się przyciąga całą resztę bardzo szybko, bo czujesz się świetnie i czujesz swoją moc

Ok, a ja przyszłam Wam napisać dalej historię jak to się wydarzyło, że jednak po tym jak się zeszliśmy w 2012 - ja postanowiłam rok później, że to nie jest to. Coraz więcej miałam wątpliwości, czułam, że mam zupełnie inne wajby, przekonania o świecie, aspiracje, podejście do wszystkiego - i zaczynało to boleć. Każdego dnia próbowałam zachować rewelacyjne samopoczucie ale nie potrafiłam poradzić nic na to, że za każdym razem gdy widziałam się z byłym - moje samopoczucie spadało jak Tupolew po zahaczeniu brzozy.

Uznałam, że jeśli mogę go przyciągnąć to i mogę... odepchnąć. Tylko, że jak wiadomo - nie ma czegoś takiego jak odpychanie - jesteśmy w świecie bazującym na przyciąganiu - więc od sierpnia 2013 roku zaczęłam coraz mocniej pragnąć i wkręcać sobie, że jestem singielką i chociaż bardzo się tego bałam (BARDZO) to czułam że OUT THERE czeka na mnie życie marzeń, w którym skutecznie przeszkadzała mi dołująca obecność ex. Że wiem wszystko o przyciąganiu i kreowaniu życia marzeń, że chcę je mieć i nie chcę settle for less. (wybaczcie te wtrącenia, ale po prostu uwielbiam angielski i czasami nie pasuje mi nic innego jak angielskie wyrażenie - poza tym nasłuchałam się tyle Abrahama, że czasami nie umiem znaleźć polskich odpowiedników i tylko te ang mi dobrze pasują.) Więc po prostu całą sobą zaczęłam zauważać znaki, że będę singielką. ALE deal był taki: to on zrywa - nie ja. Ja nie chciałam, bałam się, nie umiałam...bla bla bla... Dzisiaj bym pewnie umiała - wtedy wiedziałam, że on by mnie tak zmanipulował, że by pewnie mnie przekonał, że tak naprawdę chcę z nim być i że to w ogóle moja wina, że mam nawet takie myśli. Beka.
Zaczęłam widzieć wszędzie piątki (zainteresowałam się numerologią i wiedziałam, że piątka oznacza zmianę czyli... zostanie singielką), jak mi mówił, że za rok gdzieś pojedziemy to ja w myślach: ale przecież nie będziemy razem. Jak myślałam o połowinkach w zimie to myślałam, że pójdę na nie z kimś innym niż on etc. Pisałam o tym w zeszycie, byłam
zafiksowana na tym punkcie i jak działo się coś niemiłego myślałam sobie: spokojnie, na pewno już niedługo to się skończy. Napisałam w zeszycie, że on się szczęśliwie zakochał w innej (nie chciałam go zostawiać tak samego nieszczęśliwego na pastwę losu - bożesz, jaka słodka byłam

)
Pamiętam pewien moment jak siedziałam u niego rano i coś ogarniałam na uczelnię i uznałam, że... właściwie nie jest tak źle. Ostatecznie mogę z nim być. Wiecie - no może to był związek marzeń, no ale ogólnie jednak go kochałam i on mnie i było generalnie wporządku. (Tylko że ja nigdy nie chcę tylko ok, ja chcę zawsze najlepiej - dlatego nigdy nie zgadzajcie się na mniej niż zasługujecie

). No ale uznałabym tamten moment za
moment odpuszczenia.
Potem przyszedł listopad i grudzień. I nagle z dnia na dzień przestał się do mnie odzywać. To było dziwne. Czułam się wyjątkowo niekomfortowo. Po tygodniu a przed moimi urodzinami nagle ze mną
musiał porozmawiać. Przyszedł do mnie pewnego popołudnia i powiedział, że nie możemy być razem dłużej.
Byłam zdruzgotana - chociaż tego chciałam. Kompletnie zapomniałam o swoich pragnieniach gdy miałam wysokie wajby i czułam się dobrze czyli byciu singielką.
Anyway. Najśmieszniejsze było to co się wydarzyło chyba dwa tygodnie później. Zadzwonił do mnie w środku nocy bo nie mógł spać (ja też, strasznie się bałam chociaż nie wiedziałam o co chodzi) i powiedział, że... zakochał się w mojej ówczesnej przyjaciółce.
W ciągi dwóch dni mój stary świat rozwalił się na drobne kawałki. Tego właśnie chciałam przecież. Jednak to, co zbudowałam kilka miesięcy później było tak wspaniałe, że absolutnie tego nie żałuję i gdybym zobaczyła co przeżyję będąc singielką to podniosłabym telefon, zadzwoniła do niego i powiedziała: cześć, zrywam z Tobą - i odłożyła słuchawkę i niewiele myśląc ruszyła przed siebie.
Dzisiaj to on jest tym złym i moja "była" jest tą złą a ja jestem zajebiście szczęśliwa i ich relacja nie robi na mnie żadnego wrażenia. Mam swój nowy świat. Kocham go

I dla totalnej beki - za co podziwiali mnie moi znajomi - podczas połowinek o których pisałam wam wyżej - on był z nią na nich a ja stoję nad nimi po prawej stronie pokazując, że jestem zadowolona z obecnego stanu rzeczy, bo wiem, że sama go wykreowałam

Badum tss.
