Dokładnie, wszystkie życzenia, marzenia itp spełniają się najpiękniej wówczas gdy przestajemy o nich myśleć, gdy przestajemy przywiązywać do nich wagę. Dopóki skupiacie się na jakimkolwiek problemie (np.: chcę z kimś być = problem czyli brak faceta), dopóty ten problem nie zostanie rozwiązany, on zawsze będzie istniał.
Powiedzcie sobie: CHRZANIĆ TO! Nabierzcie dużego, dużego dystansu. Zamówienie trzeba złożyć i przestać przy nim grzebać, zostawić je w spokoju, nie kombinować jak ma do nas przyjść. Nie zastanawiać się co chwilę: czy chłopak z którym się obecnie spotykam to już TEN? Czy aby na pewno zdążę urodzić dziecko przed 40-stką? Czy jeśli pójdę na imprezę w sobotę, to poznam tam miłość swojego życia? Nie tędy droga... w ten sposób, to można sobie szukać i szukać i szukać, i całe życie to będzie tylko szukanie i ganianie za własnym ogonem. A to chodzi o to, aby wyluzować i POZWOLIĆ temu do Was przyjść.
Ja nigdy nie szukałam miłości ale to dlatego, że mam trochę rąbniętą psychikę pod tym względem hehe - jakoś nigdy nie pasjonowało mnie posiadanie rodziny, dzieci, domku z ogródkiem i tego typu rzeczy o których marzy zazwyczaj kobieta. Wręcz, na samą myśl o tym że mam kiedyś założyć rodzinę, wzdrygałam się z niechęcią: brrr... po jaką cholerę pchać się w te kajdany???

I to jeszcze dobrowolnie. No i oczywiście, ponieważ PP jest przekorne - jak na złość ZAWSZE ale to zawsze trafiałam na facetów którzy marzyli o ustatkowaniu się, posiadaniu dzieci i tak dalej. Co zostawiłam jednego, to napataczał się kolejny. Aż w końcu (zresztą tę historię już znacie), któregoś dnia stwierdziłam sobie tak: ok, jak już ma być ten mąż no to dobra... ale ma być brunetem, ma mieć brązowe oczy i ma mieć imię na literkę ... (tu wstawiłam tę literkę). Myśląc, że to będzie za trudne zadanie dla wszechświata oczywście zapomniałam o moim "zamówieniu" i nadal żyłam beztrosko, a tu jak na złość trafiłam właśnie na takiego faceta... zakochałam się, i wylądowaliśmy jako małżeństwo. Wkrótce też urodziło się nam dziecko. I tak to właśnie działa. Nie chcesz czegoś? Dostaniesz. Chcesz, marzysz po nocach, myślisz o tym non stop i planujesz? Dupa, nic nie dostaniesz.
To oczywiście nie oznacza że jeśli czegoś chcemy to na bank tego nie dostaniemy. Nie! Oczywiście że dostaniemy ale pod warunkiem że WYLUZUJEMY i damy się prowadzić wszechświatowi, nie będziemy mu co chwilę przeszkadzać, nie będziemy co sekundę rozgrzebywać zasianego ziarenka. Jak tylko złapiecie tę prostą zasadę, to wszystko nagle zacznie się prostować.
Jak wyluzować gdy bardzo nam zależy? Mój sposób który praktykuję w kwestii spraw finansowych, zawodowych etc. ale może Wam się przydać też w kwestiach miłosnych - to nabrać dystansu. Spojrzeć na swoje problemy z ogromnego, wielkiego dystansu. Dosłownie jakby patrzyło się na kulę ziemską z odległości co najmniej księżyca. Czym to wszystko jest? Pyłkiem drobnym, nic nie znaczącym. Nasze problemy to pikuś, one nic nie znaczą, nie trzeba do nich przywiązywać najmniejszej wagi. Wystarczy głębokie przekonanie że i tak wszystko się rozwiąże w satysfakcjonujący dla nas sposób, i tak wylądujemy na koniec zadowoleni... i tak właśnie będzie.