WIdzicie, szkopuł wtym,, że wiele razy byłam na tych przyaugustowskich jeziorach. I móJ Mąż zna takie miejsca, że kopara opada - bo stamtąd pochodzi. I tak - np na Sajnie - płyniesz łódką (strefa ciszy - motorówki nie mogą pływać) woda czysta, że stoisz po cycy i widać stopy - jeśli jeszcze jest to czas przed wakacjami, a ciepło (np początek czerwca), praktycznie nie ma tam człowieczej duszy. Płyniesz tą łódką - mijasz jedne trzciny, drugie, brzeg się wije niby wstążka, tutaj płynie mama łabedziowa z łabadkami "cipcipcip", tutaj perkoz, łabędzie karmisz z łódki z ręki. DObijasz do brzegu - jest półwysep. Cumujesz łódkę - pole namiotowe na kilka namiotów - dalej ściana lasu i nikogo nie ma.
TO mam na myśli - w warszawie namiotu nie rozbijesz . A poświęcić kilka wieczorów na spotkanie, gdzie przy ognisku mówimy o pięknych rzeczach, a dzieciaki sobie buszują i robią na piaszczystym brzegu babki z piasku jest mega pozytywnym przeżyciem i warto to zrobić.
ALe to tylko moje zdanie