Zmieniłbym wóz, ale to niezbyt duże szaleństwo, taki za jakieś 70 tys. to już dla mnie jest wystarczająco wygodny pojazd. Poza tym takie autko mogę zostawić na noc pod blokiem albo porzucić w mieście gdziekolwiek bez zamartwiania się czy porysują, czy ukradną. Dlatego wziął bym nawet i używany, ale z lepszym wyposażeniem.
Kolejna rzecz, która za tym przemawia, bo niektórzy się dziwią gdy wspominam o problemach z pokazywaniem swojego dostatku, to jak to pięknie ujął przyjaciel: gdyby moi rodzice wiedzieli ile ja zarabiam, to ich prezent na naszą okrągłą rocznicę ślubu byłby marny. A tak postawili się i kupili bardzo drogą (dla nich) rzecz. I są szczęśliwi że mogli taki prezent nam zrobić, bo takimi kategoriami myślą. I dobrze że mogą poczuć się przez to szczęśliwsi (poprzez zrobienie takiego prezentu).
Sporo z pieniędzy bym porozmieszczał na różnych lokatach, aukcjach, funduszach etc.
bo to niezbyt duża kwota aby kombinować z kupnem nieruchomości na wynajem, więc warto by to podzielić.
Całkiem możliwe że kawał ziemi gdzieś pod miastem bym kupił. Działki rolnej, takiej która za jakiś czas może stać się potencjalnie działką pod zabudowę, bo jak wiadomo, gminy się rozrastają. Ale to inwestycja bardzo długo terminowa.
10% poszłoby na różności dla innych. A to jest studnia bez dna. Wystarczy choćby żebym zapytał się znajomej pielęgniarki z przychodni dziecięcej o ubogie rodziny.
Pozostaje kwestia dobrego zakombinowania, aby ci ludzie nie wiedzieli kto im pomaga. Czyli zostawianie różności znajomej aby im przekazywała.
Następnie szalone wakacje z rodziną.
Potem spokojnie już byśmy pracowali wyłącznie nad naszymi zwariowanymi projektami

A póki co powrót do tu i teraz, czyli pracujem, aby można było potem sobie wolnego więcej wziąć na jakiś wypad, bo tydzień kosmiczny się zapowiada,
a potem znowu praca i kombinowanie co dalej z Erą aniołów począć.