Ja w sumie to sobie nie wmawiam, że samotność jest super, tylko po prostu staram się widzieć dobre strony każdej sytuacji. No i to wychodzi, tylko tak jak mówię wszystko ma swoje granice

. Marzą mi się wspólne podróże, kolacje, tańce, koncerty, weekendy spontaniczne za miastem, a jakoś tak to dla mnie jest bez soli i pieprzu jak na dłuższą metę robione w pojedynkę

. A moje koleżanki. ...no cóż albo przy dzieciach, albo zaraz będą rodzic, a ze mnie żadna disco diva żeby szaleć gdzieś samotnie w sobotnią noc hehe

. No i tak to teraz wygląda

jestem jeszcze młoda i spragniona życia bo tak szczerze to go specjalnie nie uzylam tak jakbym chciała

. A tymczasem jakoś tak się nagle stało, że moje życie towarzyskie zaczęło przypominać życie towarzyskie 90 latka po trzech zawalach

hehe. Marze o wielkiej miłości no i o tym, żeby z kimś doświadczyć tych wszystkich rzeczy. Jak miałyśmy wszystkie po dwadzieścia, dwadzieścia parę lat to większość z nas była wolna. Aż nadszedł czas na poważne związki. Mniej więcej w tym samym czasie. Później dla nich nadszedł czas na dzieci, a dla mnie na ucieczkę męża, rozwód i całą resztę atrakcji

. No i teraz mam wrażenie, że patrzą na mnie jak na jakiś wybryk natury. No bo ile można rozmawiać o pracy (dzięki Bogu za pracę, uratowała mnie ), a ja przecież nie mam pojęcia o życiu matki i mężatki to i się nie wypowiem jakoś specjalnie

.
Zastanawiałam się w sumie nad takim niezobowiazujacym romansem, może cos takiego by mi pomogło. Ale raz, że to trochę wbrew mnie samej (chociaż za tym bym sobie jeszcze poradziła ), a dwa nie mam zielonego pojęcia skąd mam niby kogoś takiego sobie wytrzasnac

, takie rzeczy się chyba dzieją same ich się nie planuje.